środa, 14 marca 2012

.Przerwa.

Na chwilę postanowiłam odskoczyć od tego bloga.( Z związku, że i tak nikt tego nie czyta. A jak czyta to i tak nie zostawia komentarzy, które motywują mnie do pracy.) I stworzyłam drugiego bloga, który kompletnie będzie inny od tego. Raczej nie będzie w nim wampirów, demonów i tym podobnych potworów. Tylko więcej magii...

O to ten BLOG!
Serdecznie na niego zapraszam. ;)

środa, 22 lutego 2012

.Rozdział 4.

Ocknęłam się i gwałtownie wciągnęłam powietrze do płuc. Nagle pojawił się mocny ucisk w klatce piersiowej, przez co zaniosłam się kaszlem. Przewróciłam się na drugi bok. Jęknęłam czując piekielny ból w mięśniach i kościach, które krzykliwie buntowały się pod wpływem każdego ruchu.
    Dopiero teraz otworzyłam oczy, a po policzku spłynęła mi gorąca łza. Dookoła widziałam ciemność, a praktycznie nic nie widziałam bo było zbyt późno, bym mogła cokolwiek dostrzec. Noc. Wstrząsnął mną zimny dreszcz.
    Uniosłam się na rękach, próbując wstać. Gdy to zrobiłam niemal od razu pojawiły się zawroty głowy. Podparłam się o pobliskie drzewo, wbijając palce w korę. Poczułam jak pod wpływem nacisku mój paznokieć pękną. Westchnęłam, unosząc twarz ku czarnemu niebu i wciągnęłam rozrzedzone, ciepłe powietrze. Chłonęłam je całą sobą, wypełniając nim płuca. Teraz obyło się to bez większego bólu.
    Po chwili wzrok przyzwyczaił się do ciemności i mogłam co nie co już dostrzec. Potoczyłam spojrzeniem po pobliskiej okolicy. Prawdopodobnie znajdowałam się w parku, za miastem. Około dwa i pół kilometra od domu. Dom… To słowo wstrząsnęło mną. Zaczęłam się telepać. Nie tylko z zimna, strachu, ale i z rozpaczy. Mama, tata oni nie żyją. A raczej ktoś, mężczyzna ubrany na czarno z czerwonymi oczami odebrał im życie!
    Opatuliłam się rękoma i zaczęłam płakać. Łzy spływały mi po policzkach kapiąc na ubrania. Było ich tak dużo, a ja zmęczona i zdruzgotana nie mogłam ich zatrzymać. Oczy zaczęły mnie piec. Pojawił się ból w klatce piersiowej, który przechodził aż do krtani.
    Odeszli. Zostawili mnie samą na tym świecie. Jak nigdy dotąd zapragnęłam przytulić się do mamy. Poczuć jej uścisk. Gest kojących dłoni pocieranych o moje plecy.  Usłyszeć jej słowa, które by mnie uspokoiły. Znowu się rozpłakałam, tym razem mocniej. Osunęłam się bezwiednie na ziemie, kuląc. Dlaczego ja? Dlaczego nie mógł być to ktoś inny? Dlaczego mnie to spotkało? Wiem że w tej chwili byłam nieco egoistyczna, ale to mnie nie obchodziło. Teraz straciłam wszystko na czym mi zależało. Dom, rodzinę, bezpieczeństwo.
    Siedziałam tak i szlocham przez dobre pół godziny, rozmyślając nad tym co się stało, co zrobię, jak będzie dalej wyglądało moje życie. Niestety nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Pustka. Dalej przestudiowałam szczęśliwe wspomnienia spędzone z rodzicami, lecz to tylko pogorszyło moją sytuacje i pogrążyło w jeszcze większym smutku.
   Po dłuższej chwili postanowiłam wracać. Nic tu po mnie, a w domu już na pewno jest policja. Pewnie będą mnie szukać, a wole im nie sprawiać problemu. Niech lepiej znajdą zabójcę moich rodziców.
    Podniosłam się z ziemi, ocierając łzy z twarzy. Zlustrowałam swoje ubranie. Wyglądała co najmniej nędznie. Ubrudzone spodnie, podarta koszulka, a co do włosów…byłam pewna, że sterczą we wszystkich kierunkach. Nie przejmując się prawie tym zaczęłam iść w stronę domu. Aktualnie miałam o wiele więcej tragiczniejszych zmartwień, niż nie najlepszy wygląd.
    Nagle spostrzegłam, że coś mi umknęło. Zaraz, zaraz…Jak ja się znalazłam w tym parku? Przecież byłam w domu. Zatrzymałam się w pół kroku. Nie przychodziło mi do głowy, jak mogłam się tu znaleźć. Kompletnie zero.  Przed urwaniem filmu zobaczyłam twarze rodziców, zapłakane i zmęczone.  Powiedzieli jak bardzo mnie kochają. Na samą myśl o tym zachciało mi się znowu ryczeć. Tym razem nie pozwoliłam łzą wypłynąć. Zaczęłam dalej rekonstruować wydarzenia dzisiejszego, wczesnego wieczoru. Potem mama zaczęła wymawiać jakieś dziwne, nieznane mi słowa. Nigdy dotąd nie spotkałam się z takim językiem, inaczej bym go zapamiętała. Następnie zobaczyłam jasny, rażący błysk i cień twarzy mordercy,  którego nie rozpoznałam. Wtedy mocno odrzuciło mnie do tyłu. Czułam, że lecę za zawrotną prędkością. Ale to był tylko moment. A dalej już nic.
    Zmarszczyłam brwi, pocierają dłonią czoło. Ponownie zaczęłam iść, nadal rozmyślając. Ale w głowie miałam pustkę, zaćmiony umysł. Nie dałam rady nawet jasno myśleć, wiec porzuciłam wątek zaniku mojej pamięci.
    Wyszłam za rogu i weszłam na chodnik. Rozejrzałam się. Na ulicy nie było ani żywej duszy. Dopiero później zobaczyłam, jak jakiś mężczyzna w kapturze, po drugiej stronie ulicy patrzy na mnie. A raczej wbija we mnie przenikliwy wzrok, który przewierca mnie na wylot. Był ubrany na czarno, wysoki, dobrze zbudowany. Czułam jak nogi się pode mną uginają. Intuicja podpowiadała mi, żeby uciekać jak najdalej on niego. Nie posłuchałam jej. To głupie. Przecież to tylko jakiś przechodzień ogląda okolice i przypadkiem trafił na mnie. Wielkie mi halo.
    Wywróciłam oczami w ciemnościach.  Jakby dla potwierdzenia moich słów spojrzałam w to miejsce, gdzie stał mężczyzna. O boże…Zniknął! Zaczęłam kurczowo oglądać się za siebie i przyśpieszyłam kroku.  Na szczęście nikogo za mną nie było. Uspokój się Sherry, to tylko twoja wyobraźnia, nie wpadaj w paranoje, powtarzałam sobie w myślach.
    Ponownie się odwróciłam i omal nie zderzyłam się z kimś. Padłam na ulice. Serce podeszło mi do gardła, gdy zobaczyłam mężczyznę, który stał w zaułku i wlepiał we mnie wzrok. Teraz też to robił. Patrzył się na mnie natarczywie, a w blasku ulicznej latarni dostrzegłam jego złowieszczy uśmiech.
    Powili się do mnie zbliżał, na co ja zaczęłam się odsuwać. Nie spuszczałam z niego wzroku. Żołądek fiknął mi koziołka, a tętno serca już tak przyśpieszyło, że czułam je nawet w palcach. Byłam zbyt przestraszona, by uciec. Zbyt sparaliżowana, nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
    - Sherry…- zasyczał zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Przeszedł mnie zimny i nieprzyjemny dreszcz po plecach. Skąd on zna moje imię?! - …jesteś idealna. – z jego ust wydobył się warkot. Doskoczył do mnie w takim tempie, że nie zdążyłam nawet tego zarejestrować.
    Usłyszałam głośny krzyk, gdy podnosił na mnie rękę, chcąc mnie uderzyć. Dopiero potem spostrzegłam, że to ja krzyczę.  Nagle przez myśl przemknęło mi jak poradziłam sobie z Elke. Czemu teraz się to nie dzieje?! Nie wiedziałam co zrobić. No dalej, pomyślałam. Jak na zawołanie prze całe moje ciało przeszła fala gorąca, kumulując się u moich rąk. W końcu się uwolniła i uderzyła z impetem w mężczyznę, który pod jej wpływem poleciał gwałtownie do tyłu. Po dłuższym czasie wstał chwiejnie, a na jego bluzie została wypalona dziura. Wyglądał na bardzo wkurzonego. Na jego twarzy przemknął błysk białych zębów. Nie czekając ani chwili dłużej wstałam i zaczęłam uciekać. W duchu podziękowałam tej…mocy.
    Biegłam ile sił. Tu chodziło o moje życie. I chociaż wiedziałam, że nie będzie wyglądać tak samo, jak dotychczas, to nie miałam zamiaru z niego rezygnować.
    Skręciłam w prawo. Biegłam dalej. Zauważyłam wysoki płot, więc przygotowałam się. Wyczułam moment i skoczyłam na niego, wspinając się. Już prawie byłam na górze, gdy niespodziewanie ktoś pociągnął mnie za bluzkę i rzucił do tyłu. Uderzyłam o twardą nawierzchnie, zwijając się z bólu.
   Kątem oka zobaczyłam tego mężczyznę. Zbliżał się. Nagle dostałam mocny cios w przeponę, przez co nie mogłam oddychać.  Dalej ból pojawił się w brzuchu, zapewne przez mocne kopnięcie. Poczułam  smak mojej krwi w ustach i przeszywający ból w okolicy łopatek. Wydałam ciche jękniecie, które zakończyło się utratą świadomości i odleciałam w ciemność…