wtorek, 10 stycznia 2012

.Rozdział 2.

Tata zatrzymał samochód tuż przed szkołą. Wzięłam plecak z tylnego siedzenia. Pocałowałam go w policzek, żegnając się i wysiadłam. Rozejrzałam się wokół siebie i ruszyłam w kierunku drzwi.  Kątem oka zauważyłam, że jakiś nieznajomy mężczyzna przygląda mi się. Miał czarne,  lśniące w nieładzie włosy. Oczy czarne jak grafit, które przeszywały mnie na wylot. Był niesamowicie blady. Do tego czarna koszula, czarne jeansy i buty. Jego szerokie i umięśnione ramiona dawały wrażenie drapieżności. Był wysoki, coś około metra dziewięćdziesięciu. Nie znałam tego chłopaka i na pewno nie chodził ze mną do szkoły, ale trzeba przyznać, że robił wrażenie.
    Nagle ktoś uderzył we mnie barkiem, przez co straciłam równowagę. Musiałam się podeprzeć poręczy by nie upaść.
    -Ej, uważaj ja chodzisz! – warknęłam zła. Chłopak wybełkotał przeprosiny i dalej ruszył przed siebie. Otworzyłam drzwi do szkoły i kiedy spojrzałam na miejsce, w którym stał nieznajomy, już go nie było. Zmarszczyłam brwi. Przecież nie mógł rozpłynąć się w powietrzu. Zamyśliłam się jeszcze przez chwilę, lecz potem wzruszyłam ramionami i weszłam do środka.
    Idąc przez korytarz kilka osób powiedziało mi ,,cześć”. Inni kiwnęli głowami, witając mnie, a jeszcze inni nic nie zrobili. W końcu nie byłam z całą szkołą na ,,ty”. Podeszłam do szafki i spojrzałam na zegarek. A więc za chwile dzwonek. Przynajmniej się nie spóźniłam, ale szczęście…
    - Witam moją solenizantkę ! – powiedział ktoś donośnym tonem głosu, łapiąc mnie w talii i obracając ku sobie. Spojrzałam uradowana w błękitne oczy Nicolasa. Był wyższy ode mnie. O dobre osiem centymetrów. Przyciągnął mnie do siebie i złożył na moich wargach delikatny pocałunek, sięgając przy tym do tylnej kieszeni jeansów. Wyjął srebrny łańcuszek, na którym zawieszone było serce. Małe, czerwone diamenciki, którymi było oblepione połyskiwały w słońcu, niemalże oślepiając. Uśmiechnęłam się, odrywając wzrok od łańcuszka i przenosząc go na Nicolasa.
    - Wiesz, że nie musiałeś…- nie skończyłam zdania bo przyłożył mi palec do ust, uciszając mnie. Poprosił,  żebym stanęła do niego plecami. Zgodnie z jego słowami obróciłam się odgarniając włosy z karku, by mógł zapiąć mój urodzinowy prezent.
    - To dla ciebie, żebyś zawsze pamiętała jak bardzo cię kocham. Moje serce należy do ciebie.  – na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Odgarnął kosmyk moich włosów za ucho i przybliż swoją twarz do mojej, tak, że prawie stykaliśmy się nosami. – Kocham cię i zawsze będę. – szepnął niemal bezgłośnie i pocałował mnie nieco nachalniej niż przedtem. Odpowiedziałam tym samym, zarzucając mu ręce na szyje. Chwycił mnie za biodra i przyciągnął jeszcze bliżej. Wstrząsnęło mną gorąco, jakiego nigdy dotąd nie czułam. Poczułam pożądanie. Gdy chciał się cofnąć, przytrzymałam go ustami. Chciałam, by ta chwila trwała wiecznie.
    Niestety zabrzmiał dzwonek. Oprzytomniałam po chwil i przypomniałam sobie, że jesteśmy w szkole. Niesamowity żar, który czułam podczas pocałunku  zniknął. Odsunęłam się od niego z lekkim uśmiechem na ustach, za to on uniósł delikatnie brwi ku górze. Chwyciłam plecak i zarzuciłam go na ramie.
    - Dziękuje za prezent i za to, że jesteś. – powiedziałam cicho, muskając go wargami. On objął mnie ramieniem i skierował do klasy. Spojrzał na mnie, a na jego twarzy odmalował się szeroki uśmiech.
    - Dla ciebie wszystko, kochana. – szepnął mi do ucha aksamitnym głosem.

~*~

    Rzuciłam plecak obok ławki i usiadłam na krześle. Z westchnieniem wyjęłam podręczniki od historii. Nie przepadałam za tą lekcją. Szczególnie dlatego, że prowadzi ją cięty i surowy nauczyciel, który pesymistycznie patrzy na życie, a do tego uważa, że Bóg stworzył nas przez wielką pomyłkę.
    Po krótkim czasie drzwi się otworzyły i do sali wkroczył pan Nightman. Wszystkie twarze zwróciły się w jego stronę, z moją łącznie. Chwilę się jeszcze rozpakowywał, lecz potem przeszedł do tematu o I wojnie światowej.
    Na szczęście to ostatnia lekcja historii w tym roku. W sumie to ostatni dzień. Jutro jest piątek, koniec roku szkolnego. Mógłby zrobić luźniejszą lekcje, a nie opowiadać o wojnie. Przecież po wakacjach i tak połowa zapomni te wszystkie rzeczy, o których do tej pory mówiliśmy. Zawsze tak jest. No może cząstka jakiejś historii w głowie pozostaje, ale większość idzie w niepamięć.
    Westchnęłam, poruszając się na krześle. Wbiłam wzrok w widok za oknem. Słońce lekko przygrzewało i delikatnie oślepiało plaskiem, choć południa jeszcze nie było.
    Nagle zrobiło mi się duszno, jakby całe świeże powietrze dookoła mnie ulotniło się. Zaczerpnęłam głębokiego oddechu, lecz to tylko pogorszyło sprawę. Ogień zapłonął w moich płucach, przeszywając mnie bólem i gorącem. Nie było jak w przypadku pocałunku. Tamten żar był inny, wzbudził we mnie pożądanie i miłe uczucie, taki przyjemny wybuch eksplozji od środka. Natomiast to zapierało mi dech w piersi. Nie mogłam oddychać. Na karku poczułam krople potu. Czarne plamy zaczęły pojawiać się przed moimi oczami. Skórę przeszyło nieprzyjemne mrowienie, które z czasem było bardziej natarczywe i mocniejsze. Sprawiało mi coraz większy ból. Czułam, że się palę. Jakby płomienie lizały i parzyły mnie.
    - To może panna Foster powie nam w którym roku odbyła się I wojna światowa -  powiedział pan Nightman. Przeniosłam na niego spłoszony wzrok. Czyżby nie widział, że się płonę?! Już chciałam zawołać o pomoc, lecz w ułamku sekundy ogień i uczucie duszności zniknęło. Powiodłam dookoła wzrokiem. Popatrzyłam na ręce. Wszystko było w porządku. Ani śladu oparzenia. Byłam zdezorientowana.
   - Przepraszam, czy ja Ci w czymś nie przeszkadzam? – zakpił nauczyciel i odkrzyknął. – Mogłabyś szanownie odpowiedzieć na moje pytanie, a nie oglądać swoje ciało czy widoki za oknem? – powiedział nieco bardziej złym tonem głosu. Podszedł do mojej ławki i wbił we mnie spojrzenie swoich szarych oczu.
    - Od 28 lipca 1914 roku do 11 listopada 1918 roku – skonwertowałam, próbując by głos mi nie zadrżał, choć cała się trzęsłam. A więc nic nie zobaczyli. Nie paliłam się, więc jak to możliwe ? To było tak realne uczucie, jakby działo się to naprawdę.
    Pan Nightman burknął coś niezrozumiałego pod nosem i odszedł od mojego biurka, kierując się na środek klasy. Wznowił swój monolog o wojnie, a ja odetchnęłam z ulgą, choć nie do końca. Nadal nie mogłam dojść do siebie po tym zdarzeniu. Co to było ? Myślałam że umieram, lecz tak naprawdę nic mi się nie stało. Może moja chora wyobraźnia płata mi figle ? Tak, na pewno tak. Trzymajmy się tej opcji, bo inaczej zwariuje.

~*~

    Resztę lekcji przesiedziałam na słuchaniu jednym uchem pana Nightmana i kodowaniu informacji w moim umyśle. Lecz większa część myślała nad wydarzeniem, które miało miejsce w tej sali.
    Gdy zadzwonił dzwonek pośpiesznie wyszłam z klasy i skierowałam się do damskiej łazienki. Rzuciłam plecak na posadzkę i podeszłam do umywalki. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Miałam z lekka przekrwione oczy i nadal przestraszoną minę. Było mi strasznie gorąco, rozpalało mnie od środka. Szybko przemyłam twarz zimną wodą. Na chwilę pomogło, lecz po chwili uczycie żaru wróciło. Przeczesałam niezdarnie włosy, gdy zabrzmiał dzwonek.
    Westchnęłam zdruzgotana. Jeszcze pięć lekcji. Nie wiem czy wytrzymam, w każdym razie spróbuje. Jak nie będzie mi lepiej to poproszę pielęgniarkę o jakieś tabletki lub pójdę do domu.
    Wzięłam plecak i ruszyłam na lekcję polskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz